Niezwykłe dzieje aptek klasztornych i szpitalnych Poznania

Aktualności, Wtorek, 26 listopada 2019


Na zdjęciu: dr Hanna Cytryńska i mgr farm. Alina Górecka
Autor zdjęcia: Eugeniusz Jarosik

 

ROZMOWA FARMACJI WIELKOPOLSKIEJ

 

NIEZWYKŁE DZIEJE APTEK KLASZTORNYCH I SZPITALNYCH POZNANIA

 

„Uznałam, że trzeba wrócić do korzeni i pokazać, jak powstawało aptekarstwo w Poznaniu, jakie były jego początki” – mówi dr HANNA CYTRYŃSKA, autorka książki „Apteki klasztorne i szpitalne Poznania”, w rozmowie z Eugeniuszem Jarosikiem, redaktorem naczelnym „Farmacji Wielkopolskiej”.

EUGENIUSZ JAROSIK, „Farmacja Wielkopolska”: Porozmawiajmy o Pani najnowszej książce „Apteki klasztorne i szpitalne Poznania”, która ukazała się we wrześniu tego roku. Jej wydawcą jest Wielkopolska Okręgowa Izba Aptekarska.  

Hanna Cytryńska: Jej format i szata graficzna nawiązują do mojej poprzedniej publikacji „Poznańskie apteki – wnętrza, historia, wyposażenie”, która wydana została w roku 2016.

To historia poznańskich aptek ogólnodostępnych, fascynujący opis wnętrz i wyposażenia, a także bogato ilustrowana opowieść o ich właścicielach.

Po jej napisaniu stwierdziłam, że brakuje publikacji zwartej, obrazującej powstanie klasztornego aptekarstwa i wywodzącego się z tej formuły aptekarstwa szpitalnego, osadzonego na tle historii miasta. Uznałam, że trzeba wrócić do korzeni i pokazać, jak powstawało aptekarstwo w Poznaniu, jakie były jego początki i jak obie formuły aptek wzajemnie się przenikały, a niekiedy ze sobą konkurowały. Aby uzmysłowić czytelnikowi obszar działania aptek klasztornych i szpitalnych, przyjęłam schemat, według którego w każdym rozdziale prezentuję architekturę obiektu, autorów projektu, donatorów klasztorów i szpitali oraz koszty budowy. Ponieważ niezwykle istotną dla prawidłowego działania instytucji opieki zdrowotnej jest jej usytuowanie w przestrzeni miasta, starałam się odnieść do genius loci. Przedstawiając historie zakonów lub szpitali, skupiałam się przede wszystkim na wyodrębnieniu zagadnień związanych ze zdrowiem. Jednak podstawowym nurtem moich zainteresowań były apteki klasztorne i szpitalne, ich lokalizacja w strukturze obiektów, aptekarze i leki przez nich wyrabiane.

Jaki przedział czasowy obejmuje książka?

Interesowały mnie dzieje aptek klasztornych i szpitalnych od początku lokacji miasta Poznania w 1244 r., kiedy Przemysł I nadał dominikanom parafialny kościół w osadzie św. Gotarda na lewym brzegu Warty, do  końca 2018 r., kiedy zakończyłam pisanie książki.

Udało się ustalić, która apteka była najstarsza?

Jeśli mówimy o aptekach klasztornych, to ze źródeł wiadomo, że pierwszy dominikański klasztor przy ul. Dominikańskiej, należący obecnie do jezuitów, posiadał swoją aptekę. W początkowej fazie wytwarzała ona leki tylko dla współbraci i na potrzeby ubogich. Aptekarz był równocześnie lekarzem i opiekunem chorych, a pomieszczenie, w którym wyrabiano leki i je aplikowano, nazywano infirmiernią. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o poznańskim dominikańskim aptekarzu, mistrzu Macieju z Sierakowa, mamy z lat 1446-1451. Trzeba zaznaczyć, że wszystkie formacje klasztorne, które osiedlały się w Poznaniu, posiadały własne apteki, nie zawsze jednak przygotowywały leki dla mieszkańców. W średniowiecznym Poznaniu bernardyni osadzeni przy placu Bernardyńskim dysponowali również dużą apteką, a na dodatek wykonywali operacje chirurgiczne.

Jednak dopiero na początku XVI wieku w Poznaniu zaczęła rozwijać się świadomość walki z chorobą. Po przybyciu do Poznania jezuitów w 1571 r. rozpoczęła się złota era aptekarstwa klasztornego. Towarzystwo Jezusowe  zapoczątkowało powstanie profesjonalnej apteki działającej dla współbraci i dla ludności miasta. Na te działania nałożyły się inicjatywy obywatelskie oraz prywatne fundacje budujące szpitale poza murami miejskimi. 

W jaki sposób mieszkańcy miasta zaopatrywali się w aptekach klasztornych?

Generalnie, średniowieczne apteki klasztorne obsługiwały tylko współbraci. Natomiast w miarę rozwoju wiedzy na temat sporządzania leków oraz pojawiania się nowych medykamentów okoliczna ludność też chciała z nich korzystać. Jezuici sprowadzili do Europy korę z drzewa chinowca. Sporządzony przez nich lek, rozprowadzany pod nazwą „Proszek jezuicki”, skutecznie leczył malarię i gorączkę. Tak więc ta skuteczność sprawiała, że chorzy „wręcz naprzykrzali się jezuickim aptekarzom, znosząc ofiary na kościół i datki na leki”. Z czasem infirmiernie sytuowano w pobliżu ulicy i po wybiciu okna w murze ordynowano leki.

Bardzo ciekawe są dzieje klasztorów klauzurowych, które nie wydawały leków na zewnątrz, lecz prowadziły działalność edukacyjną dla mieszkańców Poznania.  Klasztor sióstr benedyktynek, który powstał w 1605 r., zlokalizowany na narożniku ulic Klasztornej i Wodnej, był doskonałym przykładem tej działalności. Zachowała się kronika, w której zakonnice notowały sposoby diagnozowania i opisy chorób, sposoby radzenia sobie z nimi, rodzaje aplikowanych leków i modlitw. 

Te opisy są bardzo ciekawymi przyczynkami do zidentyfikowania sposobów traktowania  zdrowia w klasztorze, poznania, jakie remedia siostry zażywały i jak się chroniły przed zarazą. Zaopatrzenie w medykamenty sióstr benedyktynek musiało być bardzo dobre, skoro w kronice zanotowano kradzież apteczki.

A kwestia higieny?

Z higieną różnie bywało w Poznaniu i w klasztorach. Raczej nie wiązano czystości ciała z czystością ducha. Siostry benedyktynki miały łazienkę z wanną i dlatego w 1657 r. królowa Maria Ludwika Gonzaga ze swoją dwórką Marią Kazimierą, później królową Marysieńką Sobieską, podczas wizyty w Poznaniu zatrzymywała się u sióstr benedyktynek, a nie w zamku.

Czyli zachowały się źródła z okresu pobytu późniejszej królowej Marysieńki?

Tę wizytę zanotowały siostry benedyktynki w swojej „Kronice benedyktynek poznańskich”.

A inne klasztory? Jak one zapisały się w dziejach naszego miasta?

Na pewno trzeba wymienić klasztor reformatów na Śródce przy dawnym trakcie warszawskim. Historia tego klasztoru i kościoła św. Kazimierza jest dzisiaj  bardzo mało znana, natomiast odegrała ogromną rolę w ratowaniu zdrowia żołnierzy pruskich, francuskich i polskich. Reformaci jako zakon ubogich penitencjarzy nie dysponował apteką klasztorną. W latach 1794-1796 zabudowania klasztorne wraz z kościołem zostały zarekwirowane przez Prusaków na lazaret. Następnie, kiedy w 1806 r. do Poznania wkroczyły wojska napoleońskie, znów urządzono w kościele salę szpitalną, a w podziemiach aptekę polową, oczywiście wszystko w trybie wojskowym, bez wentylacji, z prowizoryczna instalacją wodno-kanalizacyjną. Niestety, nie zachowały się statystyki dotyczące ilości wyleczeń w tak spartańskich warunkach.

Bardzo ciekawa jest historia karmelitów na Wzgórzu św. Wojciecha w Poznaniu. Już w 1801 r. klasztor znajdujący się obok terenów należących do komendantury został zaanektowany przez wojsko na lazaret pruski.

Dużo czasu poświęciła Pani poszukiwaniu w materiałach źródłowych apteki jezuickiej w Poznaniu.

Zrobiłam kwerendę wszystkich dostępnych źródeł dotyczących poznańskich jezuitów, budowy ich domu zakonnego, a następnie nakładałam  pozyskane informacje na mapy i dostępne rzuty budynków. Z moich ustaleń wynika, że apteka mieściła się w obecnym holu wejściowym do Urzędu Miejskiego przy placu Kolegiackim. Wejście do izby ekspedycyjnej było usytuowane w podcieniu od strony wjazdu na wewnętrzny dziedziniec. Szczegółowy proces moich poszukiwań opisałam w publikacji „Apteki klasztorne i szpitalne Poznania”. Apteka dysponowała również ogrodem zdrowia, w którym uprawiano zioła, mieszczącym się w wewnętrznym wirydarzu. Trzeba również podkreślić, że jezuici mieli kapitalny system przekazywania wiedzy pomiędzy swoimi domami zakonnymi. Aptekarze jezuiccy byli relegowani co kilka lat do innego domu. Skutkowało to przekazywaniem wiedzy na temat sporządzania leków bez pośredników i możliwości przekłamań. Wyróżniający się aptekarze byli przenoszeni do ośrodków, w których należało podnieść poziom kwalifikacji farmaceutycznych i medycznych, a następnie wracali do swojej jednostki macierzystej.

Wiem, że poszukiwania materiałów źródłowych przeniosły się poza Poznań.

Zaczęłam od poszukiwań w archiwach krakowskich dominikanów przy ul. Stolarskiej i dominikanek na Gródku, z którymi jestem zaprzyjaźniona. Później zrobiłam kwerendę w krakowskim archiwum jezuickim  i  archiwum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Okazało się, że bardzo dużo źródeł dotyczących klasztorów poznańskich jest w Krakowie. Później już nie zliczę kwerend w archiwach kościelnych, klasztornych i w bibliotekach. Na samym końcu, aby napisać wstęp, pojechałam do klasztoru benedyktynów w Lubiniu. Tam udało mi się uzyskać bardzo cenne informacje i zdjęcie współczesnej apteczki w klauzurze oraz przeprowadzić wywiad z aptekarzem – o. Patrykiem Ostrzyżkiem. W Lubiniu zachowały się ruiny zabytkowego szpitala zakonnego, ufundowanego w 1532 r., które prezentuję w publikacji na fotografii. Dach ma zapadnięty, drzwi podparte, ale - jak wiadomo - w klasztorze niczego się niszczy, nie wyrzuca, niczego się nie marnuje.

W każdym klasztorze był ogród zdrowia, herbularius, gdzie uprawiano zioła. Schemat klasztornej zabudowy ukształtował się już w czasach karolińskich, a jednym z najstarszych źródeł, które podaje precyzyjne informacje o klasztornych ogrodach, jest plan opactwa w St. Gallen z IX wieku.

Rośliny lecznicze były podstawowym surowcem zielarskim przez wieki. Aby uzyskać z nich dobry surowiec do wyrobu leków, trzeba było dbać o prawidłowe nasłonecznienie czy ocienianie w trakcie kwitnienia, zbieranie i suszenie. Była to część pracy aptekarza. W Lubiniu powstała idea odtworzenia w pierwotnym miejscu ogrodu zdrowia i prowadzenia jednocześnie działalności edukacyjnej wśród pielgrzymów. Wiedza o ziołach używanych w produkcji likierów benedyktyńskich na pewno spotka się z dużym zainteresowaniem.

Jaka była różnica pomiędzy xendochiami a szpitalami?

Bardzo ważną kwestią jest pojęcie różnicy pomiędzy formułą szpitala działającego od średniowiecza do początku XIX wieku a szpitalem współczesnym. W 325 r. podczas Soboru Nicejskiego uchwalono kanon zobowiązujący europejskich biskupów do zakładania xendochiów, zwanych hospitiami, a w Polsce szpitalami. Szpital był przytułkiem dla starców i nieuleczalnie chorych. Szczególną rolę w opiece nad bezdomnymi odegrali jezuici, którzy mieli w swoich statutach wpisane zbieranie konających z ulic lub asystowanie im modlitwą w momencie umierania.

Największym wrogiem dla człowieka były epidemie dżumy zwanej czarną śmiercią, które potrafiły spustoszyć całe miasta. Przeciwko dżumie nie było lekarstwa, a te, które ordynowano, były mało skuteczne. By uchronić się przed nadciągającą zarazą, bogaci patrycjusze i zamożni mieszczanie opuszczali miasto. Dla tych, którzy pozostali, jezuici ogłaszali czterdziestogodzinne nabożeństwo, organizowali procesje, wystawienie świętych relikwii i nałożenie na szyję krzyży z podobizną św. Benedykta i św. Sebastiana.

Jakie były początki aptek szpitalnych?

W XIX wieku zaczęto postrzegać swoje ciało przez pryzmat zdrowia, a pobyt w szpitalu miał powrócić człowiekowi zdrowie. W 1823 r. w dawnym klasztorze bernardynek przy placu Bernardyńskim powstał Szpital Przemienienia Pańskiego, założony ze składek poznaniaków, funduszy po zlikwidowanych klasztorach i specjalnej donacji hrabiego Edwarda Raczyńskiego. Z Warszawy sprowadzono siostry ze Zgromadzenia Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, zwane szarytkami. Z perspektywy XXI wieku można powiedzieć, że apteką szpitalną zarządzały dwie niezwykle charyzmatyczne osobowości. Siostra Filipina Studzińska, pierwsza kobieta w Europie z tytułem magistra farmacji i dr Hanna Jankowiak-Gracz, obecna kierownik apteki. Siostra Filipina prowadziła szpital i aptekę szpitalną na poziomie europejskim, kształcąc swoje przyszłe kadry w Paryżu. Tam siostry pobierały lekcje języka francuskiego, uczyły się pielęgniarstwa i zawodu aptekarskiego.

Drugą siostrą szarytką była Irena Łuszczewska, która stworzyła legendę szpitala św. Józefa przy ul. Krysiewicza, prezentowanego na konferencjach międzynarodowych jako jeden z najlepszych pod względem poziomu leczenia, opieki medycznej, pielęgniarskiej i farmaceutycznej. Historia tego szpitala jest zdumiewająca i niesamowita. Ośrodek funkcjonował ze składek różnych towarzystw dobroczynnych. Siostra Irena Łuszczewska zakładała, że jeżeli pieniądze są naprawdę potrzebne, to  „one same przyjdą”. W archiwum zakonnym zachowała się notatka o takim cudownym pojawieniu się pieniędzy:  „Siostry siedzą i debatują, skąd tu wziąć 6 tys. zł. W tej chwili dzwoni siostra z furty, że właśnie przyjechał jakiś pan i dał kopertę, w której jest 6 tys.”. Taka postawa wynikała z przeświadczenia, że praca dla dobra dzieci jest miła Bogu.

W Poznaniu działały również siostry z ewangelickiego zakonu diakonisek.

Ogromny kompleks szpitalny, który zbudowały przy Szosie Okrężnej (obecnie ul. Przybyszewskiego), funkcjonuje do dzisiaj. Posiada jedną z najlepiej pod względem technologicznym zaprojektowanych aptek szpitalnych. Układ dwupoziomowy apteki funkcjonuje perfekcyjnie. Dostawa towaru od podwórza, rozlokowanie w magazynach, potem dystrybucja wewnętrznymi schodami na górę. Bardzo mądre i logiczne rozwiązanie. W budowie i projektowaniu nowego budynku apteki uczestniczyła mgr farm. Alina Górecka, obecnie prezes Wielkopolskiej Okręgowej Rady Aptekarskiej.

I tutaj chylę czoło przed ówczesnymi rozwiązaniami architektonicznymi całego szpitala, bo wiadomo, że kiedyś szpital był gospodarstwem samowystarczalnym. Nie było przecież cateringu, a dostawy produktów z zewnątrz były bardzo drogie. Zakonnice więc oprócz pielęgnacji chorych, produkcji leków,  hodowały świnie, odławiały ryby we własnych stawach, uprawiały ogrody, robiły przetwory i karmiły chorych.

Ciekawy są dzieje dwóch szpitali żydowskich w Poznaniu.

Starszy, przekształcony później w Schronisko dla Starych i Zniedołężniałych, mieścił się przy ul. Wronieckiej. Drugi,  powstały w 1895 r. przy ul. Wieniawskiego jednopiętrowy budynek szpitala, zbudowany w konstrukcji Holzfachwerk, usytuowany był w parku i reprezentował styl  szwajcarskiego uzdrowiska. Zachowały się ciekawe materiały dotyczące funkcjonowania apteki szpitalnej. Podczas robienia kwerendy w archiwum Zgromadzenia Sióstr św. Wincentego à Paulo w Chełmnie znalazłam notatkę z prośbą o „wyrabianie lekarstw dla szpitala żydowskiego”. Zakonnice odmówiły, ale ponieważ miały ogromną renomę na terenie Poznania, szpital żydowski postanowił „obejść” siostry i zwrócił się ze swoją prośbą bezpośrednio do przełożonych w Paryżu. Odpowiedź była jednak negatywna i uzasadniona tym, że siostry wyrabiając lekarstwa, również ordynują je chorym, a to w szpitalu żydowskim jest niemożliwe.

Ile szpitali opisała Pani w swojej publikacji?

Na terenie Poznania w latach 1823 – 2018 działało 26 szpitali. Niektóre zostały zamknięte po 50 latach, na przykład Klinika Oczna dr. Wicherkiewicza, inne zmieniły swoją specjalizacje lub weszły w skład nowych struktur opieki zdrowotnej. Dla jednoznacznej identyfikacji szpitala i apteki w niej działających przyjęłam priorytet opisania zabudowań szpitalnych. 

Ciekawym przykładem jest szpital Posener Sanatorium przy ul. Orzeszkowej, zbudowany przez spółkę lekarzy niemieckich i przekształcony w szpital PKP. Ponieważ szpitalem i apteką zarządzały siostry ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek z Pleszewa, otrzymałam z ich archiwum bezcenne dokumenty i zdjęcia pozwalające opisać wyposażenie szpitala i działanie apteki szpitalnej.

Historia powstania i działania Sanatorium św. Elżbiety przy ul. Łąkowej, złożonego przez katolickie siostry szare św. Elżbiety z Nysy, tzw. wędrujące siostry, pracujące wśród ubogich w miejscu ich zamieszkania, jest tak niezwykła, że trudno to opisać w kilku zdaniach. Ponieważ siostry ze Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety również udostępniły mi swoje archiwa, korzystając ze zgromadzonych tam dokumentów i projektów architektonicznych, mogłam przedstawić meandry budowy szpitala, wyposażania apteki szpitalnej i znaleźć jedyne zachowane do dzisiaj meble z apteki szpitalnej. Architekturę szpitala świetnie obrazuje pocztówka, którą udostępniła dla publikacji  Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu.

A jak prezentowały się szpitale zbudowane po II wojnie światowej?

Ciekawym przykładem jest Szpital Miejski przy ul. Lutyckiej, leczący pacjenta całościowo – holistycznie. Była to jedna z obowiązujących teorii europejskich, propagowana przez J.M. Mackintosha. Szpital szczyci się jedną z najlepiej funkcjonalnych, wręcz modelową apteką, zaprojektowaną przy współudziale prof. Rafała Adamskiego i dr. n. farm. Kazimierza Pawełczyka.

Nie sposób pominąć Szpitala Miejskiego, którego historia została przedstawiona w dwóch rozdziałach. Pierwszy rozdział opisuje historię szpitala od 1855 r., a kończy się na zamknięciu działalności szpitala w budynkach przy ul. Szkolnej w 2016 r. Natomiast drugi rozdział opisuje historię prób przeniesienia działalności szpitala poza ścisły obręb starego miasta i budowę nowego gmachu przy ul. Szwajcarskiej.

Filarem powojennego aptekarstwa była mgr farm. Krystyna Schulz, kierownik apteki szpitalnej przy ul. Szkolnej, która wprowadziła poznańskie aptekarstwo szpitalne na orbitę ogólnopolską. Po przeprowadzeniu kapitalnego remontu w 1971 r. i wyposażeniu apteki w laboratoria i najnowsze utensylia, apteka szpitalna stała się samowystarczalną jednostką, a nawet - jak pisała prasa – „Polfą w miniaturze”.  

Dalszą historię apteki szpitalnej zapisywała złotymi zgłoskami mgr farm. Danuta Kurasz, która kontynuowała dzieło swojej poprzedniczki. Szlify jako zastępca, a następnie kierownik apteki zdobywała w aptece przy ul. Szkolnej, następnie założyła aptekę szpitalną na ul. Kurlandzkiej (obecnie Szwajcarskiej), gdzie nadal pracuje.

Trudno pominąć Państwowy Szpital Kliniczny nr 5 przy ul. Szpitalnej oraz niesamowite dzieje mgr farm. Zofii Smułczyńskiej i jej kontynuatorki mgr farm. Anny Łohynowicz. Historię budowy i powstawania apteki opisałam w artykule „Heroiczna postawa poznańskiej farmaceutki”, zamieszczonym w „Farmacji Wielkopolskiej” (nr 1/2019).

Nie sposób nawet w skrócie zasygnalizować wszystkich aptekarzy, którzy swoją zwyczajną pracą, wykazując niekiedy ogromną determinację, tworzyli dzieje poznańskiego aptekarstwa. Wszystkie materiały, do których dotarłam podczas kwerend, starałam się zamieścić w publikacji.

Jestem pewien, że książka „Apteki klasztorne i szpitalne Poznania” wypełni lukę w historii miasta, wnosząc dzieje aptekarzy klasztornych i szpitalnych do przestrzeni  kultury materialnej. A o czym będzie następna książka?

Zafascynowałam się teraz poznańskimi godłami aptekarskimi. Szukam źródeł, robiąc kwerendy w archiwach, aktach ogniowych oraz publikacjach polskich i niemieckich. Dotychczasowe opracowania tego tematu bardzo mało wnoszą do historii i przestrzeni publicznej Poznania. Chciałabym przedstawić uwarunkowania i idee godła oraz wyjaśnić jego zalety geolokacyjne. W Poznaniu znajduje się jedna z nielicznych w Europie kamienica własna aptekarza Roberta Linkego, wybudowana w latach 1901-1904 z elewacją stanowiącą godło. Nie wiem, czy swoich poszukiwań nie poszerzę o apteki wielkopolskie, ale ponieważ jestem poznanianką od pokoleń, po obszarze tego miasta poruszam się z największą atencją.

 

Rozmawiał EUGENIUSZ JAROSIK

„Farmacja Wielkopolska”

Prawnik, publicysta, redaktor naczelny "Farmacji Wielkopolskiej', wieloletni sekretarz redakcji i zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Wprost", rzecznik prasowy i Media Relations Manager w Naczelnej Izbie Aptekarskiej w latach 2010-2016, dyrektor Biura Wielkopolskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej

 

  • FitProfit

Proszę czekać... Proszę czekać...