Szczepienia w aptece? Nie, dziękuję

Aktualności, Piątek, 9 października 2020

 

 

dr n. farm. WOJCIECH MUSIAŁ

SZCZEPIENIA W APTECE? NIE, DZIĘKUJĘ

Szczepienia w polskiej rzeczywistości aptecznej to dzisiaj nonsens. A może jednak najpierw uporządkujmy rynek? Pomysł szczepień w aptece świadczy o braku wiedzy na temat polskich realiów aptecznych.

Na nadzwyczajnym posiedzeniu w dniu 2 czerwca 2020 r. Naczelna Rada Aptekarska przyjęła stanowisko w sprawie szczepień w aptekach: „Naczelna Rada Aptekarska uważa, że konieczne jest podjęcie prac legislacyjnych zmierzających do wprowadzenia do polskiego porządku prawnego przepisów umożliwiających farmaceutom wykonywanie w aptekach szczepień ochronnych przeciwko grypie oraz - w przyszłości – przeciwko COVID-19”. Dzieje się to – według mnie -  nieprzypadkowo w czasie procedowania w Sejmie ustawy o zawodzie farmaceuty. Nieprzypadkowo sprawa szczepień w aptece została poruszona na posiedzeniu sejmowej Komisji Zdrowia w dniu 26 maja 2020 r., kiedy rozpoczynano prace nad tym projektem. Mam wrażenie, że są to działania w interesie udziałowców rynku farmaceutycznego. Ale to my, pracujący w aptekach, zostaniemy z zapisami, które tylko pozornie poszerzają nasze kompetencje zawodowe.

Okręgowa Izba Aptekarska w Warszawie przygotowała ankietę dotyczącą szczepień w aptekach (swoją drogą - dlaczego warszawska OIA tak ochoczo zaangażowała się w ten projekt?). Warto do niej zajrzeć, aby osobiście się przekonać, jaki jest jej poziom. Trudno nie zwrócić uwagi na miałkość merytoryczną, bo jak inaczej nazwać pytania w stylu: czy „projekt szczepień przez aptekę ogólnodostępną jest opłacalny finansowo”? Ciekawe, na jakich danych będą opierali się odpowiadający na to pytanie. A oto inne: czy „wykonywanie szczepień doda farmaceutom więcej pracy”? Autorzy ankiety pytają o rzeczy oczywiste. Jeżeli przyjrzymy się jednak owej ankiecie dokładniej, można odnieść wrażenie, że przygotowana została pod z góry założoną tezę. A brzmi ona: „więcej szkoleń farmaceuci potrzebują”. Na pytania z ankiety: czy „potrzeba więcej edukacji uniwersyteckiej i szkoleń dla farmaceutów w zakresie podawania szczepionek?” lub czy „potrzebne są szkolenia ciągłe i warsztaty szkoleniowe na temat szczepień (więcej szkoleń na temat immunizacji i postępowania ze szczepionkami)?”, każdy farmaceuta odpowie „tak”, z prostej przyczyny - nikt nas tych rzeczy nie uczył na studiach! We wzmiankowanej ankiecie pojawia się takie oto pytanie: „czy uczestniczył/-a Pan/Pani w warsztatach Farmaceuci bez Granic dotyczących «Immunoprofilaktyki wybranych chorób infekcyjnych», będących przygotowywaniem do prowadzenia programu szczepień w aptekach ogólnodostępnych?”. Jeszcze szczepień nie ma, a  płatne szkolenia już są!

Moim zdaniem działanie na rzecz zapisów ustawowych pozwalających farmaceucie szczepić to wpychanie nas na siłę w nie nasze kompetencje! Czy w sytuacji, kiedy szorujemy jako zawód po dnie, kompetencja pielęgniarki i lekarza w zakresie szczepień podniesie z tego dna nasz zawód? Czy o taką niezależność wykonywania zawodu rzeczywiście chodzi farmaceutom? Czy wpłynie to pozytywnie na zainteresowanie młodzieży wykonywaniem tego zawodu?

Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek podczas studiów czy szkoleń przechodził jakikolwiek kurs dotyczący szczepień lub procedury wkłucia. Czy jesteśmy przygotowani do udzielenia pomocy pacjentowi we wstrząsie poszczepiennym? Wiemy, jak użyć zestawu przeciwwstrząsowego? Ja nie, ale właśnie z odpowiedzialności za zdrowie pacjenta nie podjąłbym się wykonania czynności, do których nie mam kwalifikacji.

Uważam, że jesteśmy bardzo zakompleksionym zawodem, skoro tak ochoczo przyklaskujemy wchodzeniu w kompetencje innych zawodów medycznych, w celu podniesienia prestiżu własnego. To niewiarygodne, że aptekarze są gotowi bez wynagrodzenia, bo na takowe chyba nikt znający apteczne realia nie liczy, przyjąć dodatkową pracę i odpowiedzialność za ewentualne błędy. Czy jest inny zawód, w którym za dodatkową pracę nie płaci się dodatkowych pieniędzy? Czy naprawdę my, aptekarze, nie rozróżniamy misji zawodu od misjonarstwa? Zdecydowanie inne jest podejście systemu ochrony zdrowia do lekarzy. Jak bowiem donosi portal CSIOZ: „Świadczeniodawca POZ, który w lipcu 2020 roku ma zadeklarowanych 5 tys. pacjentów i będzie wystawiał e-skierowania na poziomie powyżej 90 proc., może liczyć miesięcznie na dodatkowe środki w kwocie od 3,5 do 4,4 tys. zł (jeśli posiada również certyfikat akredytacyjny)”. Pozostawię to bez komentarza.

Obecne działania na rzecz szczepień w aptekach w konfrontacji z aptecznymi realiami, w moim przekonaniu, mają bardzo mało wspólnego z rzeczywistym interesem szeregowych aptekarzy. Czy nieme przyzwolenie szeregowych farmaceutów wynika z nikłego, jak już nie raz pisałem, zainteresowania sprawami swojego zawodu? Czy naprawdę nie jesteśmy zdolni do jakiegokolwiek protestu czy sprzeciwu wobec działań i stanowisk, które zostały  wypracowane w komunikacji elektronicznej, bez żadnego rozpoznania w środowisku, które zobowiązano się reprezentować? Trudno przecież nazwać konsultacją ankietę przeprowadzoną w warszawskiej OIA.

Przygotowanie się aptekarzy do wykonywania szczepień będzie wymagało niewątpliwie certyfikowanych szkoleń, za które zapłacimy sami z marnych wynagrodzeń. Hurt zwiększy obrót kosztem zadłużonych po uszy aptek, nie ponosząc żadnych dodatkowych kosztów i odpowiedzialności. Osobną kwestią jest sprawa przygotowania lokalu apteki do wykonywania szczepień. Kto obecnie ma takie możliwości? Najwięksi gracze rynku detalicznego z pewnością udźwigną dodatkowe koszty przebudowy apteki pod nową usługę. Pamiętajmy, że walka o udział w rynku detalicznym leków ciągle trwa, a pozycja indywidualnych aptek na tym rynku nie uległa poprawie. Czy przyjmując stanowisko w sprawie szczepień w aptekach, członkowie NRA wzięli pod uwagę fakt, że w obecnej sytuacji to, co miałoby być dobrem, w rzeczywistości dotkliwie uderzy w niezależne aptekarstwo? Nikt też nie porusza tematu odpadów medycznych, materiałów skażonych biologicznie (igły, strzykawki) na terenie apteki oraz procedur i kosztów ich utylizacji.

Boli brak merytorycznej dyskusji czynnych zawodowo farmaceutów nad tak ważną sprawą. Ja bowiem słowa sprzeciwu z rzeczową argumentacją dla tego, moim zdaniem, kontrowersyjnego dziś pomysłu, nie słyszałem. W przestrzeni medialnej pojawiają się tylko górnolotne frazesy o misji i świetnym przygotowaniu farmaceutów do nowych zadań lub niewybredne komentarze pod publikacjami na portalach. Zróbmy sobie zatem rachunek sumienia.

  • Czy farmaceuci w ramach studiów lub specjalizacji mieli szkolenia z zakresu szczepień (nie chodzi o skład, technologię szczepionek, ale zasady szczepień)?
  • Czy, a jeśli tak, to ile lat temu ktokolwiek z naszego środowiska uczestniczył w profesjonalnym, połączonym  z kilkugodzinną praktyką kursie udzielania pierwszej pomocy?
  • Czy na wyposażeniu apteki znajduje się zestaw przeciwwstrząsowy? I czy pracujący w aptekach farmaceuci znają procedury związane z postępowaniem we wstrząsie? I czy potrafią prawidłowo diagnozować jego objawy?
  • Czy farmaceuci wiedzą, jak poprawnie przeprowadzić wywiad z pacjentem przed szczepieniem?
  • Czy przy statystycznej liczbie farmaceutów pracujących w aptece (przypomnę - około 1,7 farmaceuty na aptekę) oraz graniczącej z absurdem biurokracji i odpowiedzialności połączonej z groźbami kar i sankcji ze strony różnych instytucji, znajdziemy jeszcze czas na dodatkową pracę bez zaniedbywania dotychczasowych, coraz liczniejszych obowiązków?
  • Czy na pewno zdajemy sobie, jako grupa zawodowa, sprawę, że odpowiedzialność za wykonanie zabiegu, jakim jest szczepienie ponosi osoba wykonująca? Nie koordynator, właściciel, żaden „zielony czy inny «doktorek», dbający słonecznie albo inaczej o zdrowie i dobrobyt”, tylko konkretna osoba wykonująca świadczenie zdrowotne, jakim jest szczepienie. Pytanie o tyle jest zasadne, że wielu farmaceutów w postępowaniu wszczętym przez rzecznika odpowiedzialności zawodowej często tłumaczy się, iż „nie wiedzieli”, „koordynator kazał”, „właściciel mówił”. Jeśli to sprawa niedozwolonej reklamy na pół bloku naprzeciwko apteki, której kierownik „nie dostrzegł”, to pół biedy. Ale w przypadku pogorszenia stanu zdrowia z powodu szczepienia to już nie sąd aptekarski będzie orzekał, lecz sąd powszechny.
  • Kto pokryje farmaceucie koszty dodatkowego kosztownego ubezpieczenia z tytułu odpowiedzialności cywilnej związanej z usługą szczepień? Już tylko naruszenie ciągłości powłok skórnych (dotychczas niewykonywane w aptece) może bowiem skutkować powikłaniami (np. zakażenie). A mamy przecież kancelarie prawne specjalizujące się w dochodzeniu odszkodowań dla potencjalnych poszkodowanych.
  • Co apteka zrobi z odpadami medycznymi? Warto zwrócić uwagę, że odpady skażone (igły, ampułkostrzykawki) podlegają odrębnym przepisom co do składowania (chłodziarki) i transportu oraz utylizacji (specjalistyczna firma).
  • Gdzie w aptece zostanie wykonane szczepienie? W magazynie, biurze, na skrzynkach z towarem czy przy ladzie, zwanej pierwszym stołem? A może apteka dysponuje dodatkową wolną przestrzenią do wykorzystania? Każda poradnia POZ posiada wymagane odrębne pomieszczenie, w którym szczepienia są wykonywane. Projekty apteki zgodne z Prawem farmaceutycznym i jego rozporządzeniami nie uwzględniają takiej usługi. Warto zastanowić się, jak do zmiany w układzie pomieszczeń w aptece odniesie się wojewódzki inspektor farmaceutyczny?
  • W jaki sposób farmaceuta wykonujący szczepienie poprowadzi dokumentację związaną ze szczepieniami? Czy my, farmaceuci, znamy reguły prowadzenia tej dokumentacji? Gdzie w aptece dodatkowa dokumentacja z danymi wrażliwymi będzie przechowywana? Czy mamy na to wszystko czas? Warto zapytać pielęgniarki, jak wygląda ta biurokracja.
  • W jaki sposób farmaceuta zapewni konieczność monitorowania NOP (niepożądane odczyny poszczepienne)?
  • Czy naprawdę jako grupa zawodowa wierzymy jeszcze w wynagrodzenie za dodatkową pracę, czy też wystarczy nam po raz kolejny poczucie misji i prestiżu?

Odpowiedzcie sobie, Koleżanki i Koledzy, na te pytania. Bo nad tymi sprawami z pewnością nikt z członków NRA głosujących za przyjęciem stanowiska w sprawie szczepień w aptekach chyba rzetelnie się nie pochylił. Trudno, aby pochylili się nad nimi sami politycy, jeśli my nie potrafimy zwerbalizować rzeczywistych zagrożeń związanych z tym świadczeniem zdrowotnym, a nawet  próbujemy je ubrać w szaty opieki farmaceutycznej.

Za skrajnie nietrafiony uważam argument, że szczepienia w aptekach zwiększą wyszczepialność społeczeństwa. Chyba sami politycy lobbujący za tym rozwiązaniem w to nie wierzą. Warto poświęcić trochę czasu na obejrzenie pierwszych 20 minut programu „Minęła dwudziesta” z dnia 26 lipca 2020 r. Prowadzący dziennikarz w pięknym stylu pokazał, że opowiastki polityków o szczepieniach nijak się mają do rzeczywistości. Jeden z nich zachęcał do szczepień wszelakiego rodzaju, ale na pytanie prowadzącego, czy się na grypę szczepi, odpowiedział wymijająco: „Nie pamiętam, czy co roku się szczepię”. Spośród pozostałej czwórki polityków nie szczepił się żaden.

Ze statystyk wynika, że wyszczepialność na grypę w Polsce wynosi około 3,8 proc. Tylko 37% respondentów poparło szczepienia na SARS-CoV-2. Ten stosunkowo wysoki poziom akceptacji łatwo wytłumaczyć - po prostu boimy się. Codzienne podawane są statystyki zakażeń (mylonych przez dziennikarzy z zachorowaniami) i zgonów na COVID 19 (nie uwzględnia się chorób współistniejących). Jak my, farmaceuci, mamy tę wyszczepialność zwiększyć? Uważam, że jedyną metodą na zwiększenie wyszczepialności społeczeństwa jest strach. Daleko, bardzo daleko jest rozum. A zwróciłbym również uwagę na jeszcze jeden element, dotyczący szczepienia w aptece na SARS-CoV-2 (swoją drogą, dlaczego mówi się tylko o szczepieniach w aptece przeciw grypie i  SARS-CoV-2?). Uczono nas na studiach o badaniach nad lekiem, działaniach niepożądanych, okresie badań liczonym w latach, by zapewnić bezpieczeństwo. Przedkliniczne, kliniczne, faza I, II itd. Każdy farmaceuta to pamięta. Czyżby nagle te zasady się zmieniły? Jak można lobbować za szczepieniem przeciwko Sars-CoV-2 w aptekach, skoro tej szczepionki jeszcze nie ma? Nikt nie wie, jakie będą warunki zakwalifikowania pacjenta do tego szczepienia, jakie będą wymagania producenta w zakresie działań personelu medycznego po szczepieniu, ale już uważamy, że to właśnie apteki powinny szczepić przeciwko SARS-Cov-2. A jeśli będzie wymagana kilkugodzinna obserwacja pacjenta w celu zabezpieczenia go przed wstrząsem? Proszę sobie uświadomić fakt, że jeżeli - czego się boję - dostaniemy do aptek szczepionkę na SARS-CoV-2, to na farmaceutów spadnie cała odpowiedzialność za jej podanie. Ja nie uważam, bym był do tego przygotowany! I nie załatwi tego żaden webinar ani internetowe szkolenie, a tym bardziej szkolenie w hotelu pięciogwiazdkowym z basenem i sauną.

W mediach pełno jest bełkotu typu: „Szczepienia w aptekach to uznany standard międzynarodowy zatwierdzony przez Międzynarodową Federację Farmaceutyczną (FIP) i wdrożony w wielu krajach na świecie”; lub: „Szczepienia ochronne w aptekach to jeden z elementów polityki lekowej państwa polskiego na lata 2029-2020”.  Dlaczego według mnie bełkotu? Dlatego że nikt słowem nie zająknie się przy tym o stanie rzeczywistym aptek w Polsce (marże na leki niepokrywające kosztów utrzymania aptek, realizowanie planów sprzedażowych biznesu prowadzącego apteki, handel często wątpliwej jakości suplementami i kosmetykami, uzależnianie wynagrodzenia od obrotu, listy hańby pracowników o najmniejszym utargu, minimalna obsada fachowa, łamanie przepisów dotyczących zakazu reklamy i antykoncentracyjnych, braki leków). Bierność władz państwowych i samorządowych wobec postępującego upadku aptekarstwa polskiego i dalszego  marginalizowania naszego zawodu z pewnością budzi poczucie bezpowrotnej utraty jego niezależności. Aby kreować przyszłość zawodu, trzeba nieustannie monitorować jego stan rzeczywisty, umieć obronić go przed realnymi zagrożeniami w czasie teraźniejszym - to są zadania władz samorządu  aptekarskiego. A nie snuć bajki z mchu i paproci o wyimaginowanej opiece farmaceutycznej.

Przykre jest, że zapewne znajdą się farmaceuci, którzy zgodzą się robić to, co koordynator lub właściciel każe bez głębszej refleksji, nawet szczepić, ryzykując, że poniosą odpowiedzialność karną. A w razie kłopotów będą  oczekiwali, żeby izba aptekarska im pomogła. Chciałoby się krzyknąć: „zacznijmy wreszcie dbać sami o swoje interesy”. Czy rzeczywiście będziemy dziękować za dodatkową darmową pracę, jaką będą szczepienia w aptekach? Nie jest wykluczone, że polegać ona będzie na bezpłatnym szczepieniu w aptekach szczepionkami, które pacjenci zakupią w gabinetach lekarskich. Tym samym wydatnie przyczynimy się do odciążenia z pracy zawodu lekarza i pielęgniarki, w poczuciu misji, działając na rzecz zwiększenia wyszczepialności, ale lekceważąc elementarne zasady bezpieczeństwa tych szczepień. Takiego absurdu obecnie wykluczyć nie można. Tak wyobrażamy sobie drogę do zwiększenia prestiżu zawodu, do zwiększenia udziału farmaceutów w opiece nad pacjentem? Czy to będzie rzeczywiście sukces, czy tylko kolejne pyrrusowe zwycięstwo?

dr n. farm. WOJCIECH MUSIAŁ

 

 

 

 

 

 

 

  • FitProfit

Proszę czekać... Proszę czekać...